wtorek, 12 grudnia 2017

Mikropwyprawy



Wyprawa kojarzy się z czymś dużym. Wielka podróż. Daleki wyjazd. Przygody. Przeżycia.
Mikro to znaczy mały. Może mniej znaczący? Nieistotny?
Te z pozoru dwa niepasujące do siebie słowa tworzą termin który stał się nie tak dawno całkiem modny.
Albo inaczej - popularny. Ciężko przeprowadzić badania zakrawające o etymologię  ale z całą pewnością mogę powiedzieć (czy też napisać) że mikrowyprawy  spopularyzował Łukasz Długowski - autor bloga.
W światku buschraftowo/survivalowym popularyzują je chłopaki z ekipy Zlasowanych , zwłaszcza poprzez swój kanał.
Z tego co udało mi się ustalić twórcą tej idei jest Alastair Humphreys.
Podaje tutaj te linki by oddać swoisty hołd tym ludziom  :) i ułatwić Wam poszerzenie wiedzy na ten temat.

Mi osobiście ciężko przypomnieć sobie czy najpierw o mikrowyprawach usłyszałem czy przeczytałem w Internecie. Wydaje mi się, że wydarzenia te pokryły się mniej więcej w czasie.
Od razu jednak gdy zapoznałem się z tą ideą to spodobała mi się. Bo czym właściwie są te mikrowyprawy?
Nie będę cytował innych a podejmę się leksykograficznego wysiłku stworzenia własnej definicji.
Mikrowyprawa - krótka, niedaleka przygoda w terenie.
Krótka - często odbywająca się w środku tygodnia. Nie trzeba na jej przeżycie czekać do weekendu. Wystarczy prosto z pracy/szkoły/uczelni wyruszyć w teren. Spakować się poprzedniego dnia i zaopatrzony w ekwipunek iść realizować obowiązki dnia codziennego.Potem od razu lecieć w teren :) Można kupić parę godzin pomiędzy wyjściem z pracy/szkoły a porą na pójście spać. A w ogóle najlepiej zostać spać w lesie.
Niedaleka - żeby to wszystko było realne niestety nie będzie nam dane wyruszyć gdzieś bardzo daleko. Chcemy jak najmniej czasu poświęcić na podróż, a jak najwięcej czasu w terenie, na działaniu (którym może być nicnierobienie ;) ). Z jednej strony to wada, ale gdy spojrzymy na to inaczej może to być zaleta. Mamy okazje by poznać nasze najbliższe okolice, planując wypad prześledzić mapy w poszukiwaniu miejscówki. Czasami niestety nie znamy naszych Małych Ojczyzn. Takie mikrowyprawy są świetną okazją do nadrobienia tego.
Przygoda - przeżycie czegoś. Już sam fakt, że spędzamy noc/czas (bo niekoniecznie musimy gdzieś nocować) inaczej niż zazwyczaj jest czymś ciekawym. Jeśli zdecydujemy się na nocleg w lesie to każdy kto to już kiedykolwiek robił potwierdzi, że nawet jeżeli jest to któraś z kolei noc w lesie to doświadcza ona wielu wrażeń. To wszystko co nas otacza, inne dźwięki, zapachy... To już samo w sobie może być przygodą. Trzeba tylko odpowiedniego podejścia. A jeśli tego mało, to możemy wypad jakoś sobie urozmaicić. Gotowanie, trenowanie technik survivalu np. rozpalanie ognisk. Małe co nieco przy ognisku (to ostatnie najlepiej jeśli uda się nam wyrwać ze znajomymi, połączone z długimi rozmowami). No i pieczony boczek. To jest oddzielne ranga przeżycie :)
W terenie - nie musi to być las. Dla mnie jest to główny cel wypadów ale to moje osobiste upodobanie. Podobno frajdą mogą być mikrowyprawy miejskie. Jako wyskoki na zwiedzanie okolicy, poznawanie ciekawych zakamarków czy przeżycie np. gotowania sobie kolacji gdzieś pod mostem to ok, ciekawe. Ale nocleg w warunkach miejskich? Ja chyba zostanę przy hamaku rozwieszonym gdzieś między drzewami. W lesie :)


Jeśli jeszcze nie próbowaliście czegoś takiego to serdecznie zachęcam :)
Nie jest to nic trudnego a pozwala naładować baterie, zachować "więź" z terenem nawet gdy nie możemy nigdzie wybyć na dłużej i jest po prostu przyjemne :)

Wiadomo, że wymaga to pewnego stopnia ogarnięcia i samodyscypliny ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ćwiczmy się w tym i stawajmy się przy okazji coraz lepsi. 

Z Błękitnym Niebem!
Pod którym chcemy żyć...








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz