niedziela, 25 czerwca 2017

Lepiej iść spokojnie czy biec pod presją czasu










                   Po raz kolejny się to dzieje... Wiele spraw zostawionych na ostatnią chwilę, z czego to już tak naprawdę ostateczna z tych końcowych, przed samym końcem czasu chwil. (Poprzednie zdanie jest dość dziwne, ale dobrze oddaje mętlik w mojej głowie ;) )Nie wiem czy to jakiś mój wewnętrzny problem, coś jak błąd w oprogramowaniu ale nie potrafię zebrać się do zrobienia czegoś gdy jest jeszcze dużo czasu.
Jest to po prostu poza moim zasięgiem.  Jeśli mam coś np. napisać na piątek to rzadko kiedy zacznę o tym myśleć wcześniej niż w czwartek w nocy lub jeśli jest to coś naprawdę trudnego to w środę.
Na szczęście nie było w moim życiu jeszcze zbyt wielu sytuacji gdy przez moje odkładanie spraw na później ktoś poza mną ucierpiał. Zbyt wielu bo niestety kilka takich sytuacji miało miejsce...
Do refleksji na ten temat skłoniła mnie pewna kwestia. Im jestem starszy, im poważniejsze funkcje społeczne, czy tez w pracy lub  pewnych organizacjach pełnię funkcje tym spoczywa na mnie większa odpowiedzialność. Nie zrobienie czegoś bo odłożyłem to za bardzo, albo nawet wykonanie powierzonego zadania jednak za późno nie ma tak mocnego wpływu na otaczającą rzeczywistość gdy dotyczy tylko mnie lub kilku najbliższych osób jak wtedy gdy jest to projekt angażujący wielu ludzi, często nie znanych osobiście.
Staram się jakoś nad tym pracować jednak działa tutaj bardzo efekt kuli śniegowej. Przypuśćmy dziś chcę zmienić swoje życie, zacząć wszystko co tylko jestem w stanie robić na bieżąco. Jednak czekają na mnie zaległe rzeczy z ostatnich dni (tygodni, miesięcy) i muszę się nimi zająć bo zostały godziny do końca czasu (modne zagramaniczne słowo deadline) zostało tyle co kot napłakał lub już został nawet przekroczony.
Dlatego nie mogę się zająć tym na co jeszcze mam czas a sprawami zaległymi. Odkładam więc to co mogę i poświęcam się czemu innemu. W ten sposób gdy kończę często na sprawy, które pozwoliłem sobie odłożyć nie mam już wystarczająco czasu i tak w koło Macieju.
Z jednej strony mam pewna cechę, która wiele może tłumaczyć - nic tak nie motywuje mnie do działania jak stres. Umiem odnaleźć się w stresującej sytuacji, działać pod wpływem stresu, jednak bardzo negatywnie on na mnie wpływa - zachowuję się niezgodnie z moimi przekonaniami, potrafię być nie miły w stosunku do przyjaciół czego potem bardzo żałuję i długo pozostaje w mojej głowie. Gdyby nie to to dużo rzeczy mógłbym robić na ostatnią chwilę, zwłaszcza tych dotyczących tylko mnie i sprawa byłaby załatwiona.
Jednak ponieważ zależy mi na innych muszę zacząć nad tym pracować. To chyba krok w tak wykpiwaną przeze mnie dorosłość. Jak przestanę odkładać rzeczy na później już tylko krok czeka mnie od mieszkania, kredytu, małżeństwa i pracy w korpo ;)
Mam nadzieję, że tak się nie stanie bo coś sobie postanawiam. Przez najbliższy czas spróbuję ze sobą walczyć i robić jak najwięcej rzeczy od razu. Będzie to ode mnie wymagało także ustalania hierarchii ważności wszystkich spraw. Zapisuję to żeby móc wrócić do tego wpisu w tej pewnej formie zapisu mych myśli (rodzaj pamiętnika?).
Życzę sobie powodzenia i Wam wszystkim w stawianiu sobie wyzwań.
A.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz